Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednak hrabia mówiąc to, mimowolnie spuścił oczy przed bystrem spojrzeniem lekarza, które tkwiło w nim trochę badawcze, trochę szydercze. Bo jeśli nie wiedział wszystkiego, wiedział jednak bardzo wiele.
— W takim razie — rzekł doktór — trzeba zaczekać aż panna Amelja będzie w stanie dać nam potrzebne objaśnienia; ja sam pytać ją nie omieszkam.
To zapowiedzenie nie podobało się Horeckiemu; dla tego odpowiedział sucho.
— Zdaje mi się, iż lepiejby było dla nas wszystkich nie wznawiać tych przykrych zajść, i przy powracającem zdrowiu nie draźnić mojej córki wspomnieniami choroby. Ja wstrzymam się od wszelkich pytań, i radzę ci tak samo uczynić doktorze.
Tym ostatnim wyrazom nadany był przycisk widoczny.
— A, to co innego! — odrzekł zagadniony, który uwziął się nie rozumieć żadnego półsłówka, i kłaść koniecznie kropkę nad każdem i, — to co innego; skoro pan hrabia sobie tego nie życzy, ja nie mam potrzeby wdzierać się w tajemnice rodzinne.
Doktór wypowiedział wyraźnie i złośliwie wszystko, około czego krążył hrabia od początku rozmowy.
— Tajemnic rodzinnych niema tutaj — odparł on syczącym głosem, — a gdyby i były, świat nie po-