Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

żeniach towarzyskich, ludzie posiadający potęgę złota znajdą zawsze takich, co odgadną myśl ukrytą w słowach tak zawiłych, że ich się łatwo potem wyprzeć można. Dość na tem, że on potrzebował zguby Kiljana, a ludzie czy los przysłużyli mu się w tym względzie.
Wniesiono go na poddasze, które opromieniał tak niedawno jasną myślą, i złożono wpół martwego na łóżku. Robotnicy którzy go przynieśli, widząc że na teraz potrzebnymi nie są, oddalili się śpiesznie. Ludzie wszystkich klas społeczeństwa zarówno lękają się nieszczęścia, i uciekają od nieszczęśliwych. Przybyły lekarz obejrzał rany. Cecylja spoglądała na niego nieprzytomnie prawie;cios który w nią ugodził był tak nagły, że go zaledwie zrozumieć mogła. Dopiero gdy Kiljan otworzył oczy, gdy usłyszała głos jego, rzuciła się z nieopisanem uczuciem ku niemu, i kryjąc twarz na poduszkach zapłakała szalonemi łzami. Ona nie mogła objąć od razu miary nieszczęścia swego, i drżała z obawy, że tego drogiego głosu nie usłyszy nigdy już więcej. Teraz pod spojrzeniem jego oczów sądziła się znów bezpieczną, witała go jak odnalezione dobro. Czyż on kochając ją tak bardzo, mógł ją opuścić, mógł odumrzeć? Widząc wzrok jego przytomny, zapominała o ranach, o chorobie, o niebezpieczeństwie. W istocie niebezpieczeństwo okazało się mniejszem daleko niż sądzono zrazu; ale ręce Kiljana poparzone, na długo