Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby kto przyszedł po nią lub pytał o mnie, powiedzcie że mnie niema, żem wyjechała, że tu nie mieszkam.
— Kiedy tam dobrze wiedzą, że panienka tu mieszka — odparł stróż; zresztą to i w cyrkule zapisane.
— To powiedzcie że mnie niema, żem wyszła na miasto, że listów nie chcę, nie przyjmuję.
I znów mu wskazała nieszczęśliwy bilecik porzucony na stole.
Ale stróż snać wprzódy inną odebrał instrukcję, i uważał za stosowne tej pierwszej się trzymać, bo wyszedł nie zważając na to powtórzone żądanie Cecylji.
Dziewczyna została samą w obec tego pisma, które boleśnie pobudziło jej trwogi i wspomnienia. Zrazu chciała je podrzeć i wyrzucić; ale po krótkiej chwili zaniechała tej dziecinnej zemsty nad martwym przedmiotem, i pomyślawszy że ten co go pisał wiedzieć o tem nie będzie, a ona sama coś z niego dowiedzieć się może, otworzyła pismo drżącą ręką. Ale zaledwie rzuciła na nie okiem, rumieniec oburzenia czy wstydu wybiegł pałający na jej twarz zbledzoną przedchwilnemi łzami. I nie dziw! list ten mógł wywołać te wszystkie uczucia.
„Cecyljo, pierwsza groźba moja się spełniła, wypędzono cię haniebnie z naszego domu, i próżno kusiłabyś się o inne miejsce; każden zapyta się