Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawia dotknięcie gadu. Dla tego nie zważając na przyjazne słowa prawnika, odparł zwolna.
— A gdybym i powziął podobną wiadomość, czy byłoby bezpiecznie udawać się z nią do obrońcy nieprzyjaciół moich?
Przed dobitnością tych wyrazów mecenas spuścił głowę. Dwa razy pobity przez Kiljana, zrozumiał że jest stopień prawości, który zawsze oprzeć się potrafi najzręczniejszym wykrętom. W całej tej godzinnej rozmowie, młody człowiek nie zminął się nigdy z przekonaniem swojem; a prawnik czuł, że cała wymowa i subtelność jego okazały się zupełnie bezskuteczne, że odkrył głąb myśli swoich, a sam nic nie wybadał, nic nie wyrozumiał, i nie mógł nawet nic innego odnieść hrabiemu, jak nieodwołalne postanowienie synowca jego.
Po odejściu prawnika, mąż i żona spojrzeli na siebie przeciągłym wzrokiem; Kiljan głowę zmęczoną oparł na ręce, i myślał.
— Cecyljo — wyrzekł z cicha.
Przybiegła i zawiesiła się na szyi jego, kryjąc łzy, które bezwiednie płynęły jej po twarzy. Cecyljo — mówił Kiljan — powiedz czy miałem prawo postąpić jak postąpiłem, i skazywać ciebie na męczarnie nędzy? Bo ja zapytuję się samego siebie, czy nie uniosłem się dumą przeciw krzywdzicielom moim. Ale pod tym względem sumienie moje jest czyste.