Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie, nie domyślając się, że ludzie wszędzie są jednacy, że los jest podłym jak oni, i ściga tych tylko, którzy mu czoła stawić nie umieją.
Rzuciła się w świat z wiarą w pracę i w czyste serce swoje, — nie powiodło się jej: przymioty jej nawet obracały się przeciwko niej. Piękność jest straszną klęską w pewnych położeniach. Piękność jej była z tych co czarują, co podbijają serca, zawracają głowy, i kochać się każą koniecznie. Przez jej wielkie ciemne oczy przeglądała jasna dusza; niewinność myśli wyrytą była na jej białem czole. Patrząc na nią zdało się, że można czytać wrażenia i uczucia których doświadczała, jak zobaczyć krew krążącą pod jej przezroczystem licem. We wzroku miała tyle światła, tyle prostoty i ufności, że trzeba było uszanować ją koniecznie; a ten co jej wyrządził krzywdę, musiał być winnym podwójnie, i zupełnie nie mieć sumienia. A jednak spotkała takich tylko; nikt dotąd nie ulitował się nad jej młodością, nad jej wdziękiem, nad jej wiarą; jedynym mistrzem jej, twardym, nieubłaganym, było życie.
W kilka miesięcy później, Cecylja była znowu sama w swojej izdebce, szyła coś pilnie siedząc przy oknie, a drobne białe paluszki pracowały zawzięcie. Ale na czole jej pochylonem nad robotą znać było dojmującą troskę. Łzy nieraz zasłaniały jej oczy; ocierała je szybko i z nową energją przesuwała