Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

zbrodnią, cóż znaczy to czy ją spełnił rzeczywiście? Ale opowiadanie Amelji, pokazując mu dokładnie Gordyjski węzeł oplątujących go trudności, nie pomogło mu wcale w rozwiązaniu jego. Rozmyślał czas jakiś nad dziwnym zbiegiem okoliczności, które upewniały tylko przekonanie jego, nie dając mu stanowczej broni przeciwko nieprzyjaciołom; nad tą kobietą, co kiedyś była powodem jego zguby, a dziś daremnie siliła się naprawić złe, bezwiednie sprawione. Zanadto znał ludzi by wątpić o prawdzie słów Amelji; czytał na jej zwiędłej twarzy ślady burz i cierpień, które są nieomylne.
Dwie kobiety szanowały milczenie jego, spoglądając na siebie czas jakiś. Wreszcie Amelja zbliżyła się zwolna do niego.
— I cóż Kiljanie? — zapytała, wlepiając w niego zapłakane oczy.
Trudno było odgadnąć właściwe tych słów znaczenie. Czy pytała co ma dalej czynić, czy badała tajemne zamiary jego? Na głos jej zbudził się jak gdyby ze snu, i powstał spokojny, poważny jak zawsze.
— Wracaj do siebie Ameljo — wyrzekł łagodnie — niech troska o nas nię zamąca ci życia. Spełniłaś obowiązek przychodząc tu sama odnieść mi tę serdeczną spuściznę; więcej ani możesz, ani powinnaś uczynić. Może zagadka losu mojego rozwiąże się