Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

zczasem; dzisiaj nie zmieniło się nic w koło mnie ani we mnie.
Słowa te jednak na wpół tylko uspokoiły hrabiankę. Ciężko jej było opuścić tych ludzi, co tak zupełnie przygarnęli ją do serca, a wracać do lodowatej atmosfery, panującej w jej własnej rodzinie. Nie była może wstanie zdać sobie dokładnej sprawy z doznanych wrażeń; ale tutaj pomiędzy niemi, nie czuła się ani samotną, ani wzgardzoną. Serce jej rozszerzało się w piersi, nowe uczucia i nowe myśli budziły się w niej. Spokojna mądrość Kiljana spływała w jej umysł zbolały jak rosa ożywcza. A jednak nie śmiała go o nic więcej zapytać. Człowiek ten tak różnym był od gwałtownego, rozkochanego młodzieńca, którego znała dawniej, że dawna jej miłość mieniła się w cześć i współczucie. Z przeszłości nie zostało w nim nic, nic wcale. Namiętny dzieciak, rozpieszczony dziedzic ogromnego majątku, zniknął na zawsze. Istota co ją kochała niegdyś, którą pamiętała, była pogrzebioną niepowrotnie; dzisiejszy Kiljan nie wiedział już nic o dawnych uczuciach i uniesieniach, które dawniej gorzały mu w piersi. Hrabianka Horecka wyszła z tego mieszkania przetworzona moralnie, unosząc w sercu zarody uczuć i pojęć, które coraz więcej rozwijać się miały.
Kiljan rzucił się gorączkowo do listów zostawionych przez Amelję, a w sercu jego odtworzyła się