Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

uczucia niż duma i nienawiść. Szukał daremnie; oczy Wilhelma gorzały gniewem tylko.
— Ojcze — wyrzekł z rodzajem wymówki — jak mogłeś być tak nieroztropnym, by go zostawić w możności szkodzenia!
Te gorzkie słowa były w loice wypadków i charakterów. Syn niezręcznego oszusta wymawiał mu przepaść w którą go pociągał za sobą. Kose źrenice hrabiego zamigotały.
— Zapytaj siostry — odparł głosem, w którym wściekłość mieszała się z szyderstwem — zapytaj siostry zkąd i jakim sposobem dostarczyła mu dowodów przeciw własnej rodzinie, dla czego chce hańbą okryć dom ojca.
Na te słowa męża, hrabina, która dotąd nic a nic nie rozumiała o co chodzi, uczuła się w obowiązku coś dodać; tem bardziej że córkę uważała jako swoją wyłączną własność, i sobie jednej przyznawała prawo strofowania jej i prowadzenia.
— Amélie, est-ce possible? — wtrąciła wznosząc swoim zwyczajem z pobożnem oburzeniem oczy w sufit.
Ale w tej chwili moralnego kryzysu, słowa hrabiny przeszły niepostrzeżone. Jak zwykle w podobnych razach, istoty nie będące na wysokości położenia, odsunięte bywają na bok, chociażby najmocniej były interesowane w toczących się kwestjach. Los całej rodziny rozstrzygał się tutaj, a żona i ma-