Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

rej nie słyszał więcej ani o nim ani o jego córce. Czy według umowy odpłynął on do Ameryki? co się z nim dalej stało? czy pochłonęły go fale morskie? czy też on z ukrycia uzbroił rękę Kiljana?
Hrabia przypomniał sobie jego zuchwałe mowy i skrywane pogróżki; on jeden wiedział zawiele, on jeden mógł przemówić. A usta rozwiązał mu postępek tego syna, który teraz zwracał się przeciwko ojcu, i śmiał mu wyrzucać wykrycie długoletniej grabieży. Teraz on z kolei przemówił do Wilhelma głosem, w którym pomimo okropność położenia, dźwięczała ironja.
— Ty coś taki przewidujący, czemuż nie obrachowałeś jakie mogą być skutki lekkomyślności twojej? czyż brak ci było ładnych dziewcząt w Warszawie, żeś nie mógł zostawić w pokoju córki kamerdynera twego stryja?
— Jakto! — zawołał Wilhelm uderzając się w czoło — ten nędznik śmiałby....
— Ten nędznik był od młodości w usługach brata mego. Czyż nie wiedziałeś o tem?
— On wiedział wszystko?
— Wszystko. Dotąd okupywałem jego milczenie i byłbym okupił je zawsze; ty, ty sam przeważyłeś szalę losu przeciwko nam. Ten człowiek kochał swoją córkę.
Wilhelm stał chwilę w miejscu z głową spuszczoną; czoło jego krajało się w fałdy, a oczy zachodziły