Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

ne, śmiałe, bezczelne prawie; niebieskie białka podnosiły ich blask gorący, i przykrem czyniły spojrzenie. Zresztą nozdrza rozdęte i wydatna szczęka świadczyły, że w tym człowieku namiętności wzięły górę nad moralną istotą, i rządziły nią samowolnie.
Stał chwilkę wpatrując się w Cecylję, a we wzroku jego była litość, szyderstwo, żądza, i poszanowanie — mieszanina dziwna uczuć co nim miotały. Zmiana jej twarzy nie uszła jego uwagi; zresztą może i znał dokładnie jej położenie, i umyślnie przyszedł w chwilę zniechęcenia i upadku ducha. Ona drżała pod jego wzrokiem, jak ptaszę pod spojrzeniem węża.
— Panno Cecyljo — wyrzekł miękko, czy dość ci już tej smutnej próby?
I swobodnie postąpił parę kroków zbliżając się do niej. Wówczas ona także przyszła do siebie, i podnosząc czoło zmierzyła go okiem pełnem pogardy.
Ale on rozśmiał się tylko, odsłaniając dwa rzędy białych zębów pomiędzy purpurowemi wargami.
— Panie hrabio — wyrzekła Cecylja cofając się przed nim, sądziłam że tu przynajmniej jestem u siebie, i wolną od obecności twojej.
Te słowa podraźniły go, bo odparł szyderczo.
— Więc wojna trwa dalej, piękna Cecyljo?
— Dopóki panu podoba się mnie prześladować — odrzekła dziewczyna, której pomimo dumnych słów łzy zakręciły się w oczach.