Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

odbijała właśnie wewnętrzną istotę jego. Znać w nim było i przebyte niezachwianem sercem koleje i rany odebrane w walce życia, a zabliźnione wolą; znać było siłę ducha i ciała czerstwość i pogodę myśli. Widać zaznał cierpienie, bo spoglądał na Cecylję z głębokiem współczuciem.
— Pani — wyrzekł miękko i cicho zbliżając się do niej — przebacz mi jeśli jestem natrętnym; uspokój się przez litość! powiedz czy mogę ci być w czem użytecznym?
Te słowa podwoiły tylko łzy dziewczyny. Tak dawno odwykła od współczucia, tak dawno samotna walczyła z sobą, że teraz siły wypowiadały jej posłuszeństwo. Młody hart jej ducha topniał w obec tych wyrazów pociechy; płakała ciągle, próżno siląc się przemówić.
Kiljan zrozumiał, że teraz spłakać musiała łzy długo tłumione; zobaczył spazmatyczne łkania, wstrząsające jej całą postacią. Nie tracąc czasu nalał szklankę wody, zaprawił ją laurowemi kroplami które przyniósł od siebie, i odejmując lekko jej rękę od twarzy, podawał jej napój. Cecylja spojrzała na niego z za łez z nieopisanym wyrazem wdzięczności; on teraz dopiero dostrzegł i zrozumiał, jak bardzo ona piękną była. Oczy jej spoglądały na niego tak smutnie, tak ufnie! blade usta składały się do uśmiechu, a białe ręce złożone na piersiach zdawały się przyciskać rozburzone serce.