Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

— W twoim wieku panno Cecyljo, śmierć to próżna zachcianka; wierzaj mi, nie umiera się tak łatwo, zwłaszcza gdy się umrzeć pragnie. Więc nie mówmy o tem daremnie; mówmy o życiu, które chociaż ciężkie, ma jednak swoje piękne chwile. Nieprawdaż?
— Ja nie zaznałam ich dotąd — odparła — ja nie wiem nawet jak szczęście wygląda.
— Tembardziej zaznać go pani powinnaś; kto wie co chowa ci przyszłość.
Ale ona wstrząsnęła smutnie głową.
— Jesteś pan dobry — wyrzekła — chcesz koniecznie pogodzić mnie z losem, który znosić muszę, ale nie potrafisz wmówić we mnie, że on jest słodkim.
Kiljan patrzał na nią przez chwilę głęboko i łagodnie.
Każden los — odparł poważnie — ma gorycze i słodycze sobie właściwe; wszystko zależy na tem by ich dopatrzeć, by odszukać w głębi własnego ducha strunę wesela, i rozszerzyć granice myśli tego królestwa, danego każdemu na własność nienaruszalną, nad którem powinniśmy panować samowładnie. Patrz pani na to słońce chylące się do zachodu; czyż ono nie przyświeca zarówno każdemu co patrzeć umie? czyż cuda świata nie powinny napełniać każdej piersi harmonją i spokojem? A w krainie ducha, czyż nie napotykamy tyle czystych roz-