Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

siała odśmiechnąć się nawzajem, skłaniając głowę na znak posłuszeństwa.
— Naprzód, musisz być pani spokojną, musisz porzucić wszystkie troski. Zaręczam, że jutro będziesz pani miała więcej roboty niż jej podołać potrafisz; ale trzeba postarać się o taką, która najbardziej produkcyjną będzie. Czy znasz pani rysunek? czy potrafisz malować wachlarze, kolorować sztychy? Tu spotkałabyś mniej konkurencji niż w szyciu i zwyczajnych kobiecych robótkach.
— Probowałam malować, i udawało mi się nie źle; jednak nie wiem czemu wszędzie odmawiano mi roboty.
— Domyślam się, że to była sprawa hrabiego Wilhelma; ten człowiek nie cofnie się przed żadnym środkiem dla osiągnięcia celów swoich. Na tej drodze mógł on zwalczyć samotną, niedoświadczoną kobietę; ale ja stawię mu czoło, obaczymy kto z nas silniejszy.
Kiljan wymówił te ostatnie słowa powolnie, z brwią ściągniętą, niby sam do siebie. Cecylja słuchała go z coraz większem zdumieniem; zdawało jej się, że ma do czynienia z jakimś czarodziejem, władającym ukrytemi siłami. Jednak nie wątpiła wcale o prawdzie słów jego, i pytała znów samej siebie: kto był ten człowiek kryjący pod ubiorem rzemieślniczym tak wykwintne obejście, tak głębokie myśli?