Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy chodzi wam o komorne?
— Tak panie... to jest... ja chciałem... przypominałem... Panna Cecylja powiedziała, że dziś zapłaci... To nic, nic, powrócę kiedy indziej.
I cofał się ku drzwiom.
— Nie Franciszku, ja muszę dzisiaj rozmówić się z tobą.
Zbliżył się do niego bardziej jeszcze.
— Czy pamiętasz, — spytał tak cicho by Cecylja słyszeć go nie mogła — gdy żona twoja chorowała na tyfus, kto ją leczył i doglądał?
Franciszek podniósł oczy zdziwione, bo pierwszy raz w życiu Kiljan wspominał dobrodziejstwo swoje.
— Pan, panie Kiljanie — odparł, jakżebym to mógł zapomnieć?
— Zapomniałeś o tem i właśnie dzisiaj. Czy pamiętasz kiedy właściciel tego domu chciał cię oddalić ze służby, którą zaniedbywałeś przy kieliszku — kto cię utrzymał na miejscu?
— To pan także.
— Kto syna twego oddaje do szkół, kto córkę umieścił w haftarni?
— To pan jeszcze, i wdzięczni mu będziemy do śmierci.
Kiljan lekko brwi ściągnął na ten wyraz.
— Nie chcę wdzięczności żadnej, wiesz o tem dobrze; ale zapomniałeś tego com ci powtarzał codzień, co chwila, zapomniałeś haniebnie.