Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty wiesz, że mnie nie łatwo oszukać; oto masz tego rubla, pożyczam ci go. Pieniądze te są źle zarobione Franciszku, to grosz Kaimowy! czy wiesz wiele on łez kosztował, czy wiesz, że mógł kosztować drożej daleko? Oddasz je jutro, a jeślibyś tego nie uczynił, to ja zupełnie zapomnę o tobie, bo będziesz ostatnim niewdzięcznikiem.
Franciszek ze spuszczoną głową wyszedł z izdebki; nie w smak mu był rozkaz Kiljana, a jednak moralna potęga jego była tak wielką, iż czuł że go spełnić musi.
Młody człowiek powrócił do Cecylji. Ona stała na balkonie, głowę wsparła na złożonych rękach, i spoglądała w górę. Kiljan zatrzymał się w progu i patrzył na nią przez chwilę wzrokiem, jakimby matka patrzeć mogła na biedne cierpiące dziecko, i milczał, jakby lękał się jej przerywać to spokojne marzenie. Ale dziewczyna usłyszała kroki jego, i zwróciła ku niemu głowę z uśmiechem.
— Teraz, rzekł Kiljan — panno Cecyljo, muszę ci powiedzieć dobranoc, i przypomnieć uczynioną mi obietnicę spokoju. Jutro rano sam zobaczę się z właścicielem tego domu; znam go trochę — on pewno niepokoić cię nie będzie, a w południe postaram się o robotę.
Cecylja wyciągnęła ku niemu rękę.
— Jak podziękować panu — szepnęła.