Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dziękując wcale; czyż w danym razie nie uczyniłabyś pani dla mnie tej małej przysługi, którą mam sposobność wyświadczyć? To panię zupełnie uwolnić powinno od wszystkich obowiązków wdzięczności, na którą nie zasłużyłem niczem dotąd.
— Niczem! zawołała dziewczyna — pozwól pan sercu memu o tem sądzić, ale powiedz mi przynajmniej kto jesteś?
— Cóż panię imię moje obchodzić może? Jestem sam, rzucony w życie jak pani, nie mam rodziny, i pracuję na twardy chleb powszedni. Czyż to nie dość by stworzyć pomiędzy nami rodzaj braterstwa?
— Więc nie chcesz mi pan nawet powiedzieć imienia swego?
— Imię moje jest Kiljan; imię to mało używane jest w kraju naszym, i dla tego służy mi ono prawie za nazwisko; pracuję w fabryce wyrobów chemicznych. Czy to pani wystarcza?
Te ostatnie słowa dodał zwykłym sobie smutno żartobliwym tonem.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy.
— Rozumiem, — wyrzekła zarumieniona — ukrywasz pan nazwisko swoje, przebacz mi niewczesne pytania. Wiem że jakiekolwiek są powody pana, z pewnością muszą być słuszne i szlachetne.
— Nie pani — odparł młody człowiek z pewną dumą, — ja nie mam nic do ukrycia, nazywam się Kiljan Horecki.