Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

żną. Nawet lekkie poruszenie brwi i nozdrzy wystarczało do spiorunowania śmiałka, coby się dopuścił jakiegobądź przekroczenia przeciwko temu co podobało jej się uważać za właściwe, nietylko pod względem form towarzyskich, ale nawet postępowania, pojęcia i smaku. A przyznać należy, iż to co hrabina uważała za właściwe, zamykało się w straszliwie ciasnych granicach, i zdawało się wyjęte z jakiego średniowiecznego kodeksu, którego epoka wydawała się jej ideałem socjalnego ustroju. Obdarzona tak znakomitem pojęciem historycznem, hrabina mówiła mało; czcze słowa i nic nie znaczące frazesa spadały z jej ust z Olimpijską powagą; całą doniosłość nadawało im dopiero brzmienie głosu lub ruch wymowny. Byłato kobieta lat pięćdziesiąt kilka mająca, w której resztki niepospolitej piękności sprzymierzone z całym doborem kosmetyków, zwycięzko walczyły z czasem. A jednak w jej obejściu nie było nic zalotnego, coby usprawiedliwiało żądzę podobania się jeszcze, ten cały arsenał podrobionych wdzięków. Przeciwnie, hrabina Marja była zimnego serca, czy też surowej cnoty. Zresztą miała rodzaj pogardy dla wszystkich gorętszych uczuć; a jeśli stroiła się i malowała, czyniła to tylko przez wzgląd na swe wysokie stanowisko. Miała się w dobrej wierze za wyjątkową w ludzkości istotę, która nie powinna podlegać zwyczajnym kolejom. Starość, była według niej