Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

helmowi, który cofnął się przed nim. Cecylja nie była w stanie rozwiązać tych zagadek, nad któremi myśl jej pracowała daremnie.
Około południa zastukano do jej drzwi, i po chwili ukazał się Kiljan. Młody człowiek zmęczony był bardzo; widocznie krótkie chwile odpoczynku poświęcił na spełnienie wczorajszych obietnic, i przynosił jej na początek pęk wachlarzy do malowania.
Rumieniec radości wybiegł na twarz dziewczyny. Mogła więc naprawdę wystarczyć sobie! a przytem ta praca artystyczna nęciła ją wiele więcej niż szycie, i korzystniejszą była. Kiljan wymienił nazwisko kupca od którego obstalunek pochodził; był to ten sam dla którego pracowała poprzednio, który bez żadnej przyczyny odebrał jej robotę. Powiedziała to Kiljanowi.
— Wiedziałem o tem — odparł zagadniony, z tym nieokreślonym uśmiechem właściwym ustom jego, w którym była i litość, i pogarda i smutek pogodny; tam była ręka hrabiego Wilhelma.
— Jak pan to wiesz — zawołała — jak potrafiłeś wpływ jego zniweczyć?
Młody człowiek podniósł głowę z jakimś wyrazem wyzwania i potęgi, ale wyrzekł spokojnie tylko te krótkie słowa.
— Znam go oddawna.
— I cóż ztąd?