Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znać ludzi — mówił dalej — to znaczy zedrzeć myślą maskę nałożoną na ich twarz i czyny, a tem samem mieć ich na w pół w ręku swoim. Bo mało ludzi dzisiaj nie ukrywa czegoś, nie ma tej słabej strony w sumieniu i życiu, która jak ohydną ranę tai przed światem. Czyż pani nie domyślasz się tego?
Ona dotąd nie wiedziała o tem; życie było dla niej pełne tajemnic, których istnienia nie przypuszczała nawet. Nie znalazła też jeszcze sama w sobie tej odśrodkowej siły, która wypręża się pod naciskiem cierpienia i umie zapanować nad każdem położeniem, dźwigając w górę jednostki zarówno jak społeczeństwa. Cierpienie przyjmowała z bierną rezygnacją, i byłaby prędzej znalazła odwagę do męczeńskiej śmierci, niż odwagę do walki. Dla tego z rodzajem zachwytu spojrzała na Kiljana, który stał wsparty o stół, na którym rozłożył jako zdobycz jej przyszłą pracę.
— Wiele — zapytał po chwili milczenia — płacono pani dotąd? Cecylja wymieniła nic nie znaczącą kwotę.
— Te warunki — mówił dalej Kiljan — zdawały mi się zbyt uciążliwe dla pani; postarałem się o inne, sprawiedliwsze.
Rzeczywiście układ jaki uczynił podwajał prawie jej zarobek.