Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

i usłyszawszy Kiljana nie cofnęła się, ale przeciwnie z bijącą piersią czekała dalej.
Od dnia owego pierwszego wieczoru spędzonego razem w pokoju Cecylji, upłynęło już kilka tygodni. Widywali się choć krótko, ale codzień prawie. On starał się oszczędzać jej przykrości nierozłącznych od jej położenia; w krótkich chwilach wolnych odnosił jej robotę, starał się o inną. Dzięki jemu, spokój i względny dostatek zajaśniał w biednej izdebce dziewczyny, i hrabia Wilhelm nie pokazał się więcej.
To też Cecylja zwracała się do Kiljana jak kwiat do słońca. Ufność jej była bez granic, ale wdzięczność chowała w głębi serca; bo gdy mówić chciała, spojrzenie i uśmiech jego zapierały jej słowa na ustach. Wydawał jej się innym jak świat cały; bo być dobrym i dobrze czynić, zdawało się konieczną potrzebą jego natury, jak gdyby sam był wdzięcznym za sposobność wyświadczenia przysługi. Łagodna powaga jego, pogoda niezachwiana nigdy, miała urok niewypowiedziany; trzeba było koniecznie kochać go i szanować.
On także ujrzawszy Cecylję podwoił kroku, i za chwilę na balkonie stały obok siebie dwie postacie.
— Czekałaś na mnie tak długo panno Cecyljo — rzekł młody człowiek wpatrując się w nią z zachwytem.