Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

kruczych włosach zarzucona hiszpańska mantyla, równie jak oczy i barwa włosów świadczyć się zdawała o pochodzeniu południowem.
— Ten wizerunek — mówił dalej Kiljan — znalazłem na piersiach umarłego ojca; to cała moja spuścizna! To też w dniach nędzy, zwątpienia i głodu nawet, nie rozstałem się z nim nigdy.
Umilkł, przez chwilę wpatrując się w minjaturę; ale nie zważając na wzruszenie swoje, jakby oddawna przywykł nad niem panować, ciągnął dalej opowiadanie.
— Kończyłem lat siedmnaście, gdy mój ojciec wrócił do Polski. Tu po raz pierwszy poznałem hrabiego Feliksa i jego rodzinę. Dotąd pomiędzy nim a bratem stosunki były zimne bardzo, z powodu dawnych zajść, których historji nigdy nie znałem dokładnie. Podobno większą część rodzicielskiego spadku zagarnął hrabia Feliks, korzystając z nieobecności brata. Za powrotem swoim jednakże, ojciec mój zastał go zrujnowanym prawie zupełnie; nierząd, rozpusta i zbytki roztrwoniły źle nabytą fortunę. Widząc to ojciec mój, zapomniał przeszłości; nieszczęście brata zbliżyło go do niego. Nietylko ofiarował mu dom swój, przypuścił do świetnego życia jakie prowadził, ale serce jego szlachetne, niepomne uraz, otworzyło się znowu dla rodziny.