Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —

parł Marcello — alboż chcę waszego spółczucia? litość przyjmę tylko od Boga, od ludzi nigdy. Hańba tym co żebrzą miłosierdzia skargą dziecinną, łzami bezsilnemi. Kamień, którym na mnie rzucacie, rozpryśnie się o stopy moje, podejmę ten znak pogardy waszéj i złożę jako perłę najcenniejszą na jéj skroni wszechwładnéj.
— Na jéj skroni? Któż ona — przerwał Wiktor — wszyscy rzucili nam imie kobiety, tylko twoje usta pozostały milczące.
— Jéj imienia nie dowiecie się odemnie, w chwili konania nawet; jéj postaci, nie ujrzycie nigdy, wy szczęśliwi! ona należy do potępionych, ona im piekło opromienia. Ile ludzi na świecie żyły i minęło, każdy nosił w sercu obraz cudny, każden imie miał na ustach, a to co dla jednego roztajemniczało rozkosze i bóle życia, dla innych było tylko próżnym dźwiękiem. Na co wam jej imię?
— Więc wnoszę zdrowie nieznajoméj kochan-