Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —

czarodziejską łagodziła bole, koiła cierpienia, tęsknotę tylko zostawując w sercu, jakby ona jedna w harmonii była z duchem natury i podnosiła się zarówno wonią z kielicha kwiatów, śpiewem z piersi ptaka, westchnieniem z łona człowieka. Zdawało się, że Boży Duch wionął na ziemię i w godzinie ciszy stawał widomy uśpionym, pociągając do siebie wszystko, co nie skalane wszystko, co świeci odbłyskiem Nieba; jakby świat cały rozmawiał z Bogiem, i tylko skrzydła aniołów szeleszczących w przelocie, przerywały ciszę szmerem nie odgadnionym.
Śród marmurowych posągów co wynurzały się gdzie niegdzie z pół­‑cienia świecąc jak chwile szczęścia w pamięci, siedziała Sylwia, biała jak one, jak one piękna, nieruchoma. A jeśli świat cały tchnął jakąś tajemniczą, mistyczną tęsknotą, rysowała się ona i na jéj twarzy. Siedziała blada, obojętna, na świat zewnętrzny, nie czując łez co wzrok jéj mroczyły, ni wiatru co muskał jéj skronie, ciskając niekiedy z oka błyskawi-