Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
— 130 —

Olymp ziemią? Blask, wonie, dzwięki otaczały cię w koło — tu starcy poważni, zbrodami białemi, czytają prawa przy dźwięku lutni — tu dziewice jasnowłose, piękne, jak posągi Polikleta, Fidyasza, czerpią wodę w krynicy Callirvhoe — tu młodzieńcy słuchają wzniosłych słów Platona, tam się gromadzą w portyku Tei, Aspasii. — Chodź, chodź zemną! mówił rzeźbiarz coraz szybciéj, gorączkowo, cisnąc konwulsyjnie rękę Wacława... I my wejdziem między nich, i my odetchniem czystem Attyki powietrzem — z chórem zmięszamy głosy nasze — wieńczyć będziem Sapho, Korynnę i ja stanę w zapasy z Praksitelem, Fidyaszem i z niemi zmierzę posągi moje. Chodź ze mną! i w obłąkaniu postąpił kroków kilka, wlepiając wzrok w jasne obłoki, co jakby zaklęte słowem jego, dziwne, fantastyczne przybierały kształty. Jakby świat o którym mówił, świat miniony, ukazywał mu się w chmurach nocnych, jaśniał w promieniach księżyca i odzywał się w nieodgadnionych szmerach letniéj