Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

się ze snu długiego, zdawał się nie poznawać téj, co przez dni tyle była mu łzą i uśmiechem. Innemi zajęty myślami, zimnym otaczał ją wzrokiem i wyszedł ponury, milczący — zostawując ją schyloną pod ciężarem obojętności, płaczącą przeczuciem. Długo pozostała na miejscu, oczekując co chwila powrotu, śledząc wytężoném uchem najmniejszy gwar miéjski najlżejszy gwar uliczny, co wśród ciszy nocnéj dochodził ją z daleka, podnosząc jéj łono nadzieją. A ile razy czyje kroki zbliżyły się do jéj drzwi, podnosiła się jakby ją życie odbiegło na chwilę.
Godzinę po godzinie uderzał zegar, a każda ołowiem padała na serce Sylwii, dodając swój ciężar do tego co je tłoczył. Napróżno zapytywała siebie, czy mimowoli i wiedzy, nie zawiniła przeciw niemu, serce jej było czyste jak miłość, miłość nieskończona jak niebo. Tak, przeszła noc i ranek zabłysnął — księżyc skłonił ku ziemi twarz zbledzoną, jak kobiéta po nocy bezsennéj od dni wielu słońce po raz piérwszy po-