Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

— Gdzież idziesz tak samotny, mój ty marzycielu? Rafaelu w kolebce....
I razem jakaś ręka spoczęła przyjaźnie na jego ramieniu.
Zagadniony, podniósł wzrok i ujrzał przed sobą dwóch młodych ludzi, artystów jak on, towarzyszów pracy, marzeń, nadziei. Ten co przemówił do niego, Kamillo, malarz dylletant, piękny jak Antinous, nosił na wesołéj, ożywionéj twarzy, piętno głębszych myśli. Nie mąciły mu one jednak pogody czoła, owszem dodawały blasku oczom, wartości uśmiechowi, zawsze trochę smutnemu, zdradzając wyższą naturę pod lekkim, światowym pozorem. Od razu człowiek ten wyróżniał się od tłumu czemś nieokreśloném, nieujętem; można go było nielubić, nieuważać było niepodobna.
Drugi, rzeźbiarz Marcello, dziwną z towarzyszem przedstawiał sprzeczność: wieku jego trudno było oznaczyć, bo twarz blada i zmęczona nosiła na sobie piętno nieokreślone choroby, na-