chyba sen śmierci mógł mu powrócić na wieki. Anioł‑stróż, roztoczył nad nim skrzydła promienne i unosił ducha jego daleko, w swobodne kraje pamiątek, lub ukazał mu błękit bez końca, ognisko wszech wiedzy za którem dążył, wiedziony jakąś iskrą oderwaną. A może mu łza czysta anioła padła na skronie i dała skarb pojętny tylko dla cierpiących, zapomnienie! póki go promień słońca, czy odbłysk jaki rzeczywistości nie obudził. Otworzył oczy i pozostał tak chwilę w tym stanie pół‑snu, pół‑marzenia, jakby powoli wracając do życia. W téj chwili wzrok jego padł na płótno podmalowane, na Ewę co stała zatopiona w boleści, patrząc na niego Sylwii oczyma. I od razu otworzył się w myśli jego dzień wczorajszy i wspomnienia ozwały się gryzącym chórem w głębi jego piersi, ogłuszając go nawałem swoim. Spojrzał w około i objął ciężką samotność jaka go ogarnęła. Sylwia tak zespoliła się z życiem jego, iż z razu nie zrozumiał jak je mógł utracić, podnosił oczy
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —