Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.
— 167 —

Młodzieńczy zapał promieniał mu na licu, modlitwa zdawała się wychodzić z ust na wpół roztwartych. Pięknym był, w téj chwili potęgi i siły jakąś nieludzką pięknością — która w samotnych chwilach natchnienia, piętnuje znamieniem Bożém czoło wybranych, — która zakwita pod rosą łez, pod piorunem boleści i zdaje się płonąć odblaskiem nieba. Malował ciągle, nie patrząc w około, nie słysząc że drzwi otworzono po cichu i Sylwia wsunęła się do pracowni, milcząca, jak duch przeszłości. Stała chwilę, spoglądając na Wacława, wzrokiem pełnym żalu, miłości i dostrzegła ten wyraz natchnienia, jaki opromieniał rysy jego. Takim jakim był w téj chwili, Sylwia nie zaznała go nigdy, nie przeczuła nawet — zrozumiała wszystko co poświęcił jéj dotąd — życie jego minione i chwile zamyślenia, niby letargu, dla niéj nie pojęte. Zrozumiała jaki duch uwięziony był w tém wątłém ciele, jaki ogień płonął w jego źrenicy i wstrząsał nim, niby ogień wulkanu posadą ziemi. Jak owa pa-