w domowém kole. Co chwila zapominał o Sylwii, tonąc duchem w błękitach bez końca, powołując do życia pomysły swoje. Czasem powracał do niéj, całował ją chłodnemi usty, przemawiał z roztargnionym umysłem, lub wpatrywał się w nią jak artysta w cudny posąg. Ona stała mu się przywyknieniem nie namiętnością, powiernicą więcéj niż kochanką, modelem, nie kobietą. Ale od dnia tego, żadna skarga nie wyszła z jéj ust zaciśniętych, tylko twarz bladła coraz bardziéj — wypieczony rumieniec krasił chorobliwe lice, oczy jakiegoś dziwnego nabrały blasku i świeciły tajemniczym wyrazem, jak głębie otchłani. Czasem przychodziła do pracowni Wacława, niepostrzeżona, gorączkowo patrząc na malarza, co nie widział jéj nawet. Jak niewolnica, posłuszna była rozkazom jego, woli i chęci — jakby szczęście jego było jéj myślą jedyną — jakby żyła tylko jego oddechem, a wesele zaznała tylko z jego uśmiechu. Ale obraz zaczęty, sprawiał na niéj wrażenie którego ukryć nie mogła. Gdy
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.
— 174 —