dząc żadnego echa w duszy. Ale chwila każda różniła się od ubiegłéj doznaném wrażeniem, myślą, boleścią. Dnie liczyły się rzadkiemi słowami Wacława, spojrzeniem jego, uśmiechem — liczyły się rozpaczą czy szczęściem, cichą łzą lub słowem namiętném. Życie to nie miało powiernika, Bóg jeden może widział tę miłość, co jasnym płomieniem dosięgała Nieba, — tylko anioł‑stróż może zapłakał nad nią gdy cisnęła zimną ręką pierś zbolałą i zamiast modlitwy, wymawiała imię jego.
Nieznacznie Wacław odbił się od towarzyszy, zatopiony w pracy; — dnia było mu mało, często do późna lampa płonęła w jego malarni. Marcello jeden miał wstęp do niego, a ile razy dziwna postać rzeźbiarza ukazała się w jego progu, Wacław namiętniéj jeszcze pracował: — w chwili wytchnienia nawet, fale myśli bruździły mu czoło, mgła zasuwała oczy — patrzał na kochankę nie widząc jéj nawet, cały jednéj miłości oddany.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.
— 176 —