Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.
— 187 —

— Ludzie uwielbiali już nieraz, spoglądali z zachwytem na dzieła moje, ale jam stał zimny na wieńce jakie mi rzucano, z szyderczym uśmiechem na ustach i rozpaczą w duchu. Bom sam siebie sądził sprawiedliwie, bo gdym porównał to com utworzył z marzeniem mojém, czułem się bezsilny, karłowaty, jak świat któremu zapanowałem na chwilę. Ale dziś, dziś zrównałem się z ideałem, dziś sam klęknę przed dziełem mojém — takim go pojąłem — takim zapragnąłem. Dziś spoglądam śmiało po niebie i ziemi, i po raz pierwszy nie rzucam pytań zwątpienia. Bom nie zmarnował danego mi życia, bom ziarnko dorzucił do ogólnéj harmonii. Dziś mogę stanąć przed Bogiem, otworzyć mu sumienie moje i powiedzieć „oto uczyniłem, com mógł tylko uczynić.”
— Teraz możesz spocząć Wacławie.
— Spocząć? nigdy. Bóg tylko mógł spoczywać bo miał wieczność przed sobą, ale ja ograniczony, warunkami bytu, czasu, przestrzeni, nie spocznę, bo chwila każda płodną być może.