Nie spocznę, póki ręka moja pędzel utrzyma — póki mi życia, siły, tchu stanie. Ten obraz, to dopiero dźwięk jeden z mego ducha wysnuty — inne i może równie piękne tam leżą uśpione, a je do życia powołam.
— A Sylwia? zawołał pytając Kamillo, jakby chciał zmierzyć czém była jeszcze dla Wacława.
— Sylwia? powtórzył malarz, jakby go to imię ze snu budziło. Sylwia? kochałem ją, ona do Ewy mojéj podobna, możem ją i kochał dla tego, że była odbiciem myśli mojéj niewcielonéj.
— A dzisiaj?
— Dzisiaj? to przeszłość. Ona znika z méj pamięci jak zwierciadło co na chwilę promień słońca odbiło. A jednak jam płakał kiedyś za nią jak dziecię. Jam dla niéj rzucił pędzle na chwilę; — dziś to wszystko przemija jak sen, jak śnieg wiosenny. Dziś przyszłość jasna przedemną jak niebo bez chmury — jakbym przedarł się przez burze i przepaście na najwyższy szczyt
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
— 188 —