Ta strona została uwierzytelniona.
EPILOG.
To gwiazda szalona,
Z miłości kona,
Nie dobrzeż jéj było,
W chmurze żyć,
I rosę pić.......
D. Magnuszewski.
Sylwia leżała na łóżku nieruchoma, blada, w białéj szacie niewinności i śmierci. Ręka jakaś przyjazna, obrzuciła ją kwiatami, otaczając wonią upajającą, ulubioną za życia, jak dymem kadzidła. Na twarzy jej zawsze pięknéj nieporównanie, siadł święty uroczysty spokój śmierci — jakby anioł stróż odlatując, zwiał tchnieniem swojém ślady palących namiętności, łez gorzkich, i mąk żywota. Czoła nie zmroczyły boleści konania; jaśniało ono promienne i czyste z pod