psute dziecko świata i losu, któremu nie zbrakło żadnego daru jakiemi Bóg wybranych obdarza. Ciekawie tylko zaglądała w życie, uchylała nierozważnie zasłonę cierpienia poznanego tylko z nazwiska, niecierpliwiąc się że dotąd świat ten chował dla niéj tyle ciężkich, bolesnych tajemnic i w braku prawdziwych, tworząc sobie troski urojone, zupełnie jak w dziecinnych igraszkach.
— Zawsze piękna, piękniejsza jeszcze gdyby to być mogło, powracasz nam kuzynko — mówił Kamillo wpatrując się w nią z zachwytem. Sylwia wstrząsnęła głową, może trochę smutnie, przesuwając białą rękę po czole.
— I cóż mi z tego — szepnęła. Mówicie żem piękna, a któż wie czy ta piękność jest darem Boga czy szatana? czyż dotąd przyniosła mi ona jedno czyste westchnienie, jedną chwilę szczęścia, czy choć jedno ziściła marzenie?
— Przyniosła ci miłość, któż winien jeśliś ją odrzuciła.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —