Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

ko skończyło się od téj chwili; nie mogłam się zdobyć na ustawiczne kłamstwo, nie mogłam ust obojętnych złożyć do uśmiechu, do pocałunku. Zbyt dumna na fałsz podobny, powiedziałam mu spokojnie prawdę, ale zaledwie wymuwiłam słowo rozstania, Alfred zbladł w jednéj chwili. Zrozumiałam w ówczas jak bardzo potrzebną mu byłam, gdy dla zatrzymania mnie nie cofnął się przed upokorzeniem. Klęczał u nóg moich, przepraszał i błagał, mówił sto razy słowa miłości co w ustach jego wyglądały niby ciało bez ducha, niby fałszywe tony cudnéj pieśni jaka mi w głębi serca dźwięczała.
— I odepchnęłaś go z pogardą, boś nie pojęła prawdy jego cierpienia; byłaś okrutna jak dziecię co niezaznało bólu. Daj Boże, by kto inny nie pomścił Alfreda.
Sylwia uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
— Jesteś surowy dla mnie, wyrzekła patrząc mu w oczy.