z pod nogi, coraz straszniejszym wirem okrążając głowę, coraz szaleńszy budząc w niéj zawrót. Głosy wesołe rozlegające się w sieni i kilka razy wymówione imię jego zbudziły go nagle i wróciły do rzeczywistego bytu. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i wszedł Marcello a znim jeszcze kilku młodych ludzi.
— Wszak mówiłem — odezwał się jeden — że go tu zastaniem jak zawsze w zachwycie nad własnemi dziełami.
— Dziś do nas należysz — zawołano chórem. — Antonio ukończył wielki swój obraz i zaprosił nas wszystkich.
— Dobrze, dobrze, zawołał gorączkowo Wacław, pójdę z wami choćby do piekła.
— Co tobie? — spytał Marcello — lice twoje rozgorzało, oko płonie, drżysz, chwiejesz się!
— To nic, poiłem się samotnością, myślą, pracą. Dobrze żeście przyszli, bo na Boga niewiem czybyście mnie za godzinę zastali — wy-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —