Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —

się do niego i topiąc wzrok w jego twarzy cierpiącéj, któréj nawet wino zrumienić nie mogło. Ty, coś silną dłonią ogarnął namiętności i pragnienia twoje, co nosisz ciało jak kajdany a myślą orlą szybujesz w powietrzu, daremnie wyschłe serce chcąc zpokrewnić z Niebem, daremnie je chcąc przykuć do ziemi. Napróżno bijesz czołem o marmur ołtarzy, padasz na twarz przed krzyżem Chrystusa, biała gołąbka miłości nie opromieniła ci serca, nie owiała je łaska wiary. Pozostałeś skamieniały jak posąg Nioby, wielki i piękny boleścią twoją tylko, i ty mówisz że kochasz? Kogo... Boga w którym nie dosyć masz wiary? sztukę co ci starczyć nie może, czy siebie, byt twój, którego nie pojmujesz?
— Dość, na Boga! przerwał Antonio, przerażony siłą jasnowidztwa z jaką rzeźbiarz czytał w jego duchu i najgłębsze rany odkrywał. Dość, powtórzył schylając z niechęceniem czoło, i wskazując na Cherubina jakby w nim błyszczała ta miłość szukana na próżno.