gusia wygrzebywała kartofle, może nie szło to sporzej niż dotąd, przecież opałka się napełniła. Teraz trzeba ją było zanieść do domu. Jagusia wzięła się do tego odważnie, ale zatrzymywała się co parę kroków, stawiała swój ciężar i znów go podejmowała.
— Poczekaj, ja ci pomogę — zawołała Sewerka już sama z siebie, nie czekając upomnienia mamy.
We dwie uchwyciły za opałkę, ale nie wiele sobie pomogły. Dopiero pani Sławska poradziła im, ażeby wzięły kij porzucony na drodze, przeciągnęły go przez pałąk opałki i niosły razem. Teraz szło im raźniej, tylko Jagusia wołała:
— Panienka się zmęczy. Ja sobie sama poradzę.
Ale Sewerka ustąpić nie chciała trochę ręce jej trochę mdlały.
Pani Sławska patrzała na to z uśmiechem i to jej dodawało odwagi.
— Cóż, bardzoś się zmęczyła? — spytała córkę gdy wracała z nią na werandę.
Sewerka przyznać się nie chciała, tylko nieznacznie rozcierała ręce. A pani Sławska mówiła:
— Dzielna dziewczyna z tej Jagusi, lubię ją bardzo, da sobie radę na świecie i dziś już jest rodzicom pomocą.
Sewerka milczała czas jakiś, aż wreszcie zapytała z rodzajem wymówki.
— Mamo, czy ty chciałabyś, żebym ja była do Jagusi podobna? Bo tak mówisz, jakbyś mi ją za wzór stawiała.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/10
Ta strona została skorygowana.