ważyła to już nieraz. Ale widząc, że dziewczynka trwa w swoim uporze, wyrzekła:
— Jeśli Anielka czuje się tu nieszczęśliwą, trzeba będzie obmyśleć jej inne schronienie.
— Jakto! Gdzie?
— Pomówię o tem z twoją mamą. Trzebaby się naprzód dowiedzieć, co jej dolega. Ona tego nie chce powiedzieć, myślałam, że ty mi w tem dopomożesz i powiesz szczerze, o co wam wczoraj poszło i dla czego Anielka tak płakała, że aż jej oczy zapuchły.
— Pani pewnie myśli, że ja jestem niegodziwa — zawołała Sewerka sama bliska płaczu.
— Można nie być wcale niegodziwą, a pomimo to zrobić komuś przykrość.
— Ja wiem, że ją zrobiłam Anielce, ale to nie moja wina, doprawdy nie moja. Ona mówiła, że Fredzio jest śmieszny, jest przesadzony i już nie wiem co jeszcze, a ja go broniłam.
— Kiedyś to mówiła?
— Kiedyśmy wracały.
— Czemużeś wówczas milczała zamiast bronić Fredzia.
— Bo i mama i pani były tego samego zdania co Anielka.
— Rzeczywiście tak było. A nie jest to żadna obmowa, bo najlepszy nawet przyjaciel Fredzia musi dostrzedz jego śmieszności i wady bijące w oczy. W jakiż sposób broniłaś go, jestem tego bardzo ciekawa?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/107
Ta strona została skorygowana.