Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Sewerka zasępiła się znowu. Czuła dobrze, iż panna Julia miała słuszność.
— Inna na twojem miejscu — mówiła dalej nauczycielka — widząc, że koleżanka rozchorowała się ze zmartwienia, widząc niepokój nasz, przyznałaby się odrazu, że to ona temu winna. A ty milczałaś uparcie. Muszę ci powiedzieć, żeś postąpiła wczoraj szkaradnie a dziś jeszcze gorzej. Wczoraj mógł to być wybuch rozdrażnienia, ale dziś, trwając w złem, świadczysz, że masz złe serce.
Słysząc te ostre słowa, Sewerka rozpłakała się serdecznie. Ale panny Julii łzy te wcale nie wzruszyły, mogło je powodować zarówno upokorzenie, jak żal istotny, więc nie zwróciła na nie uwagi, pragnęła dotykalniejszego dowodu, iż dziewczynka uczuje spełnioną winę i chce ją naprawić. Nie powiedziała też nic więcej, ale jakby zapominając zupełnie o Sewerce, kazała dać lampę i zaczęła coś czytać.
Sewerka, jak w ogóle popsute dzieci, była uparta i zacięta. Dotąd może nikt w życiu nie powiedział jej tak surowej prawdy. Wszelkie uwagi i połajania pani Sławskiej kończyły się zwykle pieszczotą i przed matką łatwiej było Sewerce upokorzyć się wyznaniem. Teraz czuła, że straciła szacunek swej nauczycielki, bo wszystko co usłyszała od niej, było słusznem. Jakże byłaby chciała wymazać dzień wczorajszy z pamięci. Ale to było rzeczą niepodobną, czynów własnych ani ich skutków nikt zatrzeć nie jest w stanie. Możnaby tylko starać się je naprawić, a na to właśnie zdecydować się nie mogła. Su-