wydawało jej się heroicznem. Czekała daremnie, panna Julia nie chciała wywierać na nią żadnego nacisku, bo są czyny, które wówczas tylko mają wartość, kiedy nie są nakazane.
Rzeczywiście, słychać było w przyległym pokoju wśród ciszy wieczornej lekkie poruszenie chorej.
Ostatni raz zachwiało się postanowienie Sewerki, ale dobry popęd zwyciężył, cicho podbiegła do drzwi, otworzyła je, a w strudze światła, jaka wdarła się do ciemnego pokoju, Anielka musiała rozpoznać postać wchodzącej.
Jednym skokiem Sewerka znalazła się przy łóżku, usiadła na niem i zarzuciła ręce na szyję Anielce.
— Nie śpisz już, chwała Bogu, oczekiwałam twego przebudzenia — mówiła przerywanym głosem. — Widzisz, ja wczoraj byłam taka niegodziwa, że dziś nie śmiem ci w oczy spojrzeć póki mi nie przebaczysz. Ja jestem zła, czuję to dobrze, ale ty jesteś daleko lepsza ode mnie i dla tego ja wiem, że mi tego pamiętać nie będziesz. Żebyś ty wiedziała, jak byłam nieszczęśliwą cały ten dzień, wymawiałam sobie, żem ci tak wielką przykrość zrobiła... a nie chciałam tego przyznać. Widzisz, jaka ja zła... Chciałabym zobaczyć twoje oczy... czy jeszcze zapuchnięte od łez... Ja nie chcę, żebyś płakała... ty już nigdy płakać nie będziesz, przynajmniej z mojej przyczyny. Obaczysz... obaczysz, będę się starała być tak dobrą jak ty...
Anielka nie mogła odpowiedzieć, tylko ściskała
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/112
Ta strona została skorygowana.