Mówił to swoim przesadzonym tonem po francusku, powtarzając widocznie jakiś podchwycony frazes.
— Ja też jestem wdzięczną — odparła po polsku Sewerka.
W tej chwili przypomniała sobie zdanie matki i panny Julii o Fredziu i nagle, ten dzieciak udający dorosłego, jej także wydał się śmieszny.
On też zauważył to zaraz i wyrzekł z przekąsem, zawsze po francusku:
— Panna Seweryna nie łaskawa dziś na mnie.
Tu już Sewerka nie mogła wytrzymać, roześmiała się z całego serca i odzyskała odrazu swą naturalną wesołość.
— Owszem, owszem — odparła — jestem wdzięczna, arcy wdzięczna a pewno i Anielka także. Czy to nie dość? Czy trzeba ci dziękować na klęczkach?
— Cóż w tem widzisz śmiesznego, że jestem na twoje rozkazy i zgaduję twe myśli?
— Co? powiem ci szczerze, oto ta łaska czy niełaska czy rozkazy wydają mi się takie śmieszne. To jakbyśmy się bawili w wasze wizyty.. Jesteśmy przecie dziećmi, znamy się od kolebki...
— Ja dzieckiem! — przerwał obrażony.
— No, co ja i Anielka to jesteśmy dzieci, Emilka także, nieprawdaż, a ciebie, jeśli chcesz, będziemy nazywały panem Alfredem i postępowały z należytym respektem.
Skłoniła mu się bardze nisko.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/116
Ta strona została skorygowana.