rał, a przelotnie śmiała się z niego i żartowała w oczy razem z Emilką, zwrócił się więc teraz do Anielki. Ją pierwszą usadowił w saneczkach i uczył powozić. Anielka jednak okazała się uczennicą nieudolną i prosiła, by oddał lejce Sewerce lub Emilce, które daleko lepiej od niej spełnią obowiązek woźnicy. Dzieci teraz poznawszy się dobrze, bawiły się z sobą coraz lepiej, żartowały wesoło same z siebie i jedne z drugich, nie obrażając się o to wcale.
— Ja — mówiła Anielka — jestem taka niezdara, — że nawet osiełków prowadzić nie potrafię.
— Jesteś widocznie stworzona do czegoś lepszego — zawołała Emilka.
— Może do prowadzenia ludzi — rzucił z przesadą Fredzio, który kiedyś ten frazes posłyszał.
Nie zrobił nim jednak żadnego wrażenia, bo Anielka otworzyła wielkie oczy, mówiąc:
— Ja, gdzież znowu?
I wszystkie trzy śmiały się do rozpuku.
Fredzio widząc, że był to jedyny skutek mądrego jak sądził komplimentu, zasępił się znowu, już, już chciał się obrazić, ale wesołość panienek była tak zaraźliwa, iż po chwili on także parsknął śmiechem i przyłączył się do ogólnego chóru.
W najlepszej przyjaźni powrócili do pokoju, najeździwszy się do woli a wśród tej przejażdżki Fredzio zapomniał trochę o swej przesadzie, o pozowaniu na dorosłego, zaczął mówić naturalnie i pokazało się wówczas, że był to wcale miły chłopiec.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/118
Ta strona została skorygowana.