— Widzisz, jak to trzeba zawsze być sobą. To nawet na drugich wywiera wpływ dobry.
— Tylko dla czego Fredzio ciągle mówi po francusku? — spytała Sewerka.
— Zapewne przyzwyczaił się tak przy pannie Eglantynie.
— Chyba nie, bo Emilka jest z nią więcej od niego, a przecież mówi po polsku.
— Mnie się zdaje — wtrąciła Anielka, — że on to uważa za rzecz dystyngowaną, bo w końcu razem z przesadą porzucił trochę francuszczyznę.
— Mamo, jakie to śmieszne.
— Nietylko śmieszne, ale smutne i szkodliwe. Obce języki są potrzebne i posiadać je trzeba, ale nigdy dla nich nie należy zaniedbywać własnego, a tembardziej uważać je za wykwintniejsze, za bardziej odpowiednie dla ludzi wykształconych. Ten niedorzeczny pogląd przynoszą nam cudzoziemskie bony i nauczycielki, które po polsku nie umieją i naturalnie wyobrażają sobie, że ich język musi być czemś daleko wyższem i lepszem, skoro go się tak skwapliwie uczymy... Ale wróćmy do Fredzia. Dzięki jemu nasunęło nam się dużo uwag, nieprawdaż?
— O tak! mamo, bo choć w końcu był zupełnie inny, przedstawił nam naprzód wzór, jakim być nie należy.
— Jak sądzicie, czy taki wzór on jeden przedstawić nam może?
Sewerka namyślała się chwilę nad odpowiedzią i wyrzekła:
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/120
Ta strona została skorygowana.