jeszcze ślady zsiadłego mleka i Dosia oblizywała ją ze smakiem, opędzając się nią chwilami przed natarczywością kurcząt, które ośmielone jej nieruchomością, napastowały ze stron wszystkich. Dosia widać była z niemi oswojona, ale za to trwogą napełniał ją indor. Nigdy pewnie takiego ptaka nie widziała, a ile razy zwracał się ku stronie, gdzie siedziała lub odezwał się donośnem gulgotaniem, znać było przestrach w jej wymownych oczach i robiła ruch świadczący, że przed tak potężnym nieprzyjacielem gotową była każdej chwili do odwrotu.
Zauważyła to Sewerka i zwróciwszy się do biedactwa, spytała:
— Boisz się indora?
Dosia zwyczajem zatrwożonych dzieci nic nie odpowiedziała. Być może, iż ta pani i te dwie panienki przejmowały ją jeszcze większym strachem, niż ten wielki, nastrożony ptak, przed którym mogła schronić się za drzwi. Siedziała więc oniemiała tem bardziej, że wyraz indyk przechodził szczupły zakres jej wiadomości.
— Ona się nas boi — zawołała zafrasowana Sewerka.
— Nie bój się, maleńka — rzekła Anielka, przysiadając obok niej na ziemi — może chcesz cukierka?
Wyraz cukierek zarówno jak rzecz sama była dla niej nieznana, więc nic nie odpowiedziała.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/129
Ta strona została skorygowana.