— Wiem, bo matula zawsze powtarzają, że już mi na trzynasty.
— A podoba ci się tu w Poborzu? — spytała znowu Dosi Sewerka.
— A ino — odparło dziecko trochę ośmielone.
— I chciałabyś tu zostać?
— A ino.
— O panienko — odezwała się znowu Jagusia — jak wczoraj na wieczerzę zobaczyła całą miskę klusek z maślanką, to myślałam, że jej oczy z głowy wyjdą.
Na to samo wspomnienie twarz dziecka rozjaśniła się.
— Nie głodnaś? — spytały ją znowu panienki.
— Nie — szepnęła Dosia.
— Gdzieżby tam — mówiła za nią Jagusia. — Ona może nigdy tak do syta nie jadła, jak tutaj. — Bogu dziękować, w naszym dworze nikt głodnym nie jest.
Dosia słuchała z rozjaśnionem obliczem, bo Jagusia mówiła z przekonaniem, a pełna jej twarz, oczy wesołe, świadczyły, że jej na niczem nie zbywa. Była też czysto i porządnie ubrana, choć to był dzień powszedni. Sewerka i Anielka uczyły ją szyć i naturalnie przy tej nauce uszyła sobie przy ich pomocy wszystko, co jej było potrzebne, bo pani Sławska dostarczała materyałów. Nauka więc szła jej podwójnie na pożytek, a Dosia olśniona spoglądała z zachwytem na jej kwiecistą spódniczkę i czerwoną chustkę.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/132
Ta strona została skorygowana.