— Wyborna myśl, na naszej werandzie od ogrodu, możnaby łatwo urządzić scenę.
— O scenę najłatwiej, my się sprzeczamy o sztukę. Umiemy już taką ładną sztukę z kostiumami i tańcami... a Sewerka i Anielka grać jej nie chcą.
— Ale to sztuka francuska! — zawołały obwinione.
— Proszę pani, cóż to szkodzi — dowodził dalej Fredzio. — Przecież wszyscy mówią po francusku. Wszędzie grają teatry po francusku. To bardzo dobrze wygląda... i...
Zatrzymał się, bo spostrzegł, że panna Julia wcale nie zdawała się być przekonaną.
— Że drudzy coś robią, to wcale nie racya, byśmy ich naśladowali.
— Ale ja mówię o ludziach dystyngowanych...
— O, co do dystynkcyi, to rzecz bardzo względna. Zdaje mi się, że nie jednakowo zapatrujemy się na nią.
— Jakto, proszę pani?
— Zwykle nazywają dystyngowanymi ludzi bogatych, zajmujących pewne stanowiska.
— Właśnie.
— Ale od czego pochodzi ten wyraz dystyngowany?
— Chyba od wyrazu niepospolity, odznaczający się.
— Otóż ja nazywam dystyngowanymi ludzi, którzy się rzeczywiście czemś odznaczyli, bez względu na ich stan i bogactwo. Czy nie mam słuszności?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/138
Ta strona została skorygowana.