— Dziś mamy już 6 lipca a imieniny 22-go trzeba będzie się śpieszyć z próbami.
— Ja tymczasem będę się uczyła roli — zawołała Emilka — bo moja najdłuższa.
Fredzio uśmiechnął się sam do siebie.
— I ty ucz się Fredziu.
— O, ja nauczę się prędko — odparł, zawsze w tej myśli, że jeszcze się coś z tą Magdusią odmieni.
Uparty z natury, chciał postawić na swojem i nie wątpił, że znajdzie w nowo przybyłych dzieciach sprzymierzeńców, którzy będą tak jak i on obstawali za wyborem jakiej wykwintnej cudzoziemskiej sztuki i zgorszą się projektem umieszczenia wiejskich dzieci pomiędzy widzami. Nie wydawał się przecież przedwcześnie z tą myślą, i zamykał w dyplomatycznem milczeniu, bo ostatecznie nie wiedział jeszcze sam, co uczynić, jeśli nie znajdzie poparcia.
— A cóż tajemnicze wiązanie dla pani Sławskiej? — pytała Emilka.
— Nasze wiązanie — odezwała się Sewerka — nikogo nie zajmie — bo cóż my mamie dać możemy?
— Jakto? tysiące ładnych rzeczy.
— Kupimy je zawsze za mamy pieniądze.
— Przeszłego roku wyhaftowałam mamie teczkę a ojciec ją kazał oprawić.
— A Fredzio?
— Fredzio nic zrobić sam nie mógł, więc kupił piękne album.
— Jakto! to wielkie album, co leży w waszym salonie? Fredzio musiał mieć bardzo dużo pieniędzy?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/147
Ta strona została skorygowana.