— On — wyrwała się Emilka — miał tylko pięć rubli, ale ojciec dwadzieścia dołożył.
— Nie wiesz sama, co mówisz — rozgniewał się Fredzio — ojciec mi tylko trochę dopożyczył.
— Tak, tak — odcięła się siostra — możeś to nazwał pożyczką, ale wiem dobrze, żeś jej nie oddał.
— Widzicie więc — przerwała, śmiejąc się Sewerka, — że w rezultacie nie wy, ale ojciec dał waszej mamie podarunki.
— A pani Sławska — odezwała się Anielka — lubi żebyśmy naszą pensyę używały na pomoc lub pożytek ludzki, gdyby jej samej było czego potrzeba, kupiłaby sobie a nie żebyśmy dla niej wydawały pieniądze.
— W takim razie mogłaby odrazu waszą pensyę oddawać biednym — wyrzekł Fredzio.
— Ach! jakże ty nie rozumiesz całej przyjemności, jaką nam sprawia używanie ich wedle naszej chęci.
— To prawda, że waszych przyjemności nie rozumiem, bo dla mnie oneby wcale przyjemnościami nie były.
— Fredziu, Fredziu, co też ty wygadujesz — mitygowała go siostra.
Nastąpiła chwila milczenia. Fredzio zawstydził się swego wybuchu i próbował się usprawiedliwić. A ponieważ panny Julii nie było, dodał jeszcze:
— Już to te wasze Jagusie, wiejskie dzieci i t. p. sielanki, wcale mnie nie zachwycają. Mam nadzieję,
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/148
Ta strona została skorygowana.