że wam się to wkrótce znudzi. Panna Eglantyna zawsze się dziwi waszej mamie, że na to pozwala.
— Sądzę, że to mojej mamie bardzo obojętne, co o niej myśli panna Eglantyna — ale ty Fredziu nie powinieneś takich rzeczy powtarzać — odparła oburzona Sewerka, która nie mogła się powstrzymać od wypowiedzenia tego, co myślała.
— Nie obrażaj się — zawołał Fredzio — jesteśmy między sobą i mówimy na szczere.
— Kiedy tak, to ja ci także powiem, że waszej przesadzonej francuszczyzny niecierpię a panna Eglantyna... no... już o p. Eglantynie wolę nie mówić.
Fredzio, który był w wielkich łaskach u Francuski, bardzo się zadziwił podobnemi słowami. Panna Eglantyna była dla niego wzorem, jeśli nie wszystkich doskonałości, to przynajmniej elegancyi i dystynkcyi.
— Chciałbym — wyrzekł z przybranym wyrazem godności — żebym ja, siostra i wszyscy co mnie obchodzą, byli do niej podobni... bo...
Dalszą przemowę przerwał mu wybuch śmiechu Sewerki i Anielki.
— Bardzo dziękuję! — zawołały obie jednocześnie.
— Jeśli ja cię obchodzę — dodała Sewerka — nie życz mi proszę rzeczy podobnej.
— Ale dla czego? dla czego?
— Nie chciałam tego powiedzieć, ale skoro pytasz, to powiem, że nam ta wykrygowana osoba wydaje się trochę śmieszną.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/149
Ta strona została skorygowana.